Jeśli Prezydent musi korespondencyjnie wzywać ministra obrony na dywanik, aby wyegzekwować swoje zwierzchnictwo nad siłami zbrojnymi, to sprawy nie idą w dobrym kierunku.
A jeśli szef partii rządzącej posuwa się do strofowania głowy państwa, stawiając ją na równi z ministrem, w rzędzie niesfornych sztubaków, to ktoś tu pomylił podział ról w systemie politycznym.
Minister jest od słuchania przełożonych i wypełniania swoich powinności w układzie rządowym. Nie może ogon merdać psem. Nawet zasługi Antoniego Macierewicza w dziedzinie obronności, nie usprawiedliwiają jego niesubordynacji i ciągot do autonomizacji resortu pod własnym berłem.
Nie można zdetronizować ministra, bo zbudował pokaźny elektorat i szantażuje swych politycznych zwierzchników jego secesją? No to PiS ma problem. Ja wiem jedno, nigdy nie wolno ulegać szantażowi. A jeśli minister stał się źródłem gangreny, należy go niezwłocznie amputować. I modlić się, aby rana zdążyła wydobrzeć na długo przed najbliższymi wyborami.
[]